…i już listopad

Magiczny zachód nad Baucau

Magiczny zachód nad Baucau

Trudno uwierzyć, że to już 4 miesiące minęły odkąd opuściliśmy Timor. 4 miesiące, które zgodnie z planem powinniśmy spędzić tam… W ciągu tego czasu nie raz poddawałam się tęsknocie za ciepłem tropiku i ludźmi, częściej jednak miałam poczucie jakby misja była snem. Gdyby nie zdjęcia i pamiątki, które ze sobą przywieźliśmy trudno byłoby uwierzyć, że tam byliśmy. Na szczęście wspomnienia mimo, iż skrywają się za mgielną zasłoną nadal są możliwe do odczytania sercem. Tak, to tam właśnie zamieszkał Timor. Dźwięki, zapachy, ludzie… Wszystko to zamknęłam w złotej skrzynce i umieściłam na półce opieczętowanej nazwą „dary losu”.

Cieszę się, że już mamy listopad. Najprawdopodobniej bylibyśmy teraz w drodze do Rzymu, misja nasza zakończyłaby się. Cieszę się bo nie będę mogła już myśleć o tym co by było gdybyśmy pozostali na misji do końca, czego byśmy dokonali i co robilibyśmy w danym momencie gdybyśmy tam byli. Czasem pojawia się żal, że nie udało się pozostać do końca…

Polska codzienność jednak oddala te uczucia i tęsknoty skutecznie. Przez powtarzalność  czynności wykonywanych w ciągu dnia, popada się w stan, który zapewne można nazwać lekką hipnozą. Praca, dom, gotowanie, jedzenie, wieczorne rozmowy tudzież seansy filmowe i spanie. Jedynie weekendy malowane są bardziej wyrazistymi barwami (jeśli akurat nie muszę pracować  w sobotę). Lubię ich relaksującą zieleń,  żółtą radość bycia z ukochaną osobą, czerwień planowania, ale i niebieskie lenistwo 🙂

Ten czas teraz również ma swój nieodparty urok! Jest niezwykłą przygodą poznawania mojego Krzysia i odkrywania siebie w relacji z nim 🙂 Z każdym dniem mocniej czuję jak wielkim błogosławieństwem jest nasze małżeństwo!

Tak się zastanawiam nad tym co dał mi Timor? Nawet po tych czterech miesiącach trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie i to nie dlatego, że nic mi ten czas nie dał. Myślę, że nie zdaję sobie tak do końca sprawy z tego jak wielki to był dar, przez co nie potrafię wszystkiego ująć w słowach. Oczywiście mogę wymienić pewne cechy, które uległy odświeżeniu i wyostrzeniu: wrażliwość, bliskość (choć nadal daleka) z Bogiem, dostrzeganie nieprzypadkowych małych i dużych niespodzianek losu, większa jasność co do wartości, na których chcę się opierać w swoim życiu, większa śmiałość w snuciu marzeń. To są – myślę – podstawy. Jednak czuję w sercu, że to nie wszystko…

Mam nadzieję, że ludzie z którymi mieliśmy przyjemność się spotykać i współpracować również – daj Panie Boże – wiele od nas otrzymali!

Kochani współtowarzysze naszej misyjnej przygody, dziękujemy z całego serca za to, że byliście i nadal jesteście z nami! Jeśli chcielibyście abyśmy o czymś napisali to śmiało dawajcie znać! Postaramy się spełnić Wasze oczekiwania.

Pozdrawiamy serdecznie!

S.